Za drzwiami stał mój ojciec! Po co on tu przylazł? I tak nie wrócę do domu. Wolę mieć szlaban, niż wrócić z własnej woli. W końcu z domu mogę wyjść oknem, a jeśli z nim wrócę, to będzie oznaka poddania się. Tego, że jestem słaba i nie umiem się mu postawić.
- Czego chcesz?- Pytanie retoryczne, ale co miałam powiedzieć.
- Wracasz ze mną do domu.- Oznajmił.
- Nigdzie nie idę.- Syknęłam.
- Nie dyskutuj ze mną. Albo pójdziesz dobrowolnie, albo zabiorę cię stąd siłą.- Zagroził.
- Nie zrobisz tego.- On sobie chyba ze mnie żartował. Nie miał prawa.
- Chcesz się przekonać?
- Dobra, nie marnuj mojego domu i wracaj do domu.- Odpowiedziałam lekko wkurzona. Już chciałam zamknąć drzwi, kiedy on chwycił mnie za rękę i wyciągną na dwór.
- Powiedziałem, że idziesz ze mną.- Zaczął mnie ciągnąć w stronę bramki.
- Puszczaj mnie!- Krzyczałam na całe gardło.
- Idziesz ze mną.- Powtórzył.
Nagle już nie czułam uścisku na mojej ręce. Nie wiedziałam, co się dzieje. Może sobie odpuścił. Odwróciłam się na pięcie, a to, co zobaczyłam, było nie małym zaskoczeniem. Na ziemi leżał mój ojciec, a pewien blondyn przytrzymywał go.
- Nie słyszał pan? Jeśli nie chce iść, to nie pójdzie.- Powiedział chłopak.
- Nie wtrącaj się smarkaczu. Będę robił co mi się podoba.- Warknął.
Zamachnął się i uderzył w twarz swojego przeciwnika. Blondyn szybko się otrząsnął i oddał cios. Tak wybuchła między nimi bójka. Stałam i patrzyłam się na to otępiała. Po chwili doszło do mnie, że trzeba ich rozdzielić. Doskoczyłam do nich i odciągnęłam chłopaka od ojca. Nie stawiał oporów. Tato podniósł się z ziemi, otarł krew z twarzy i popatrzył się na nas.
- Tym razem masz szczęście. Jeszcze tu wrócę.- Skierował te słowa do mnie. Wzdrygnęłam się.
- Niech pan nie będzie taki pewny.- Powiedział jeszcze blondyn.
Patrzyłam, jak mężczyzna zwany moim ojcem opuszcza posesję państwa Mill. Odetchnęłam z ulgą. Obróciłam się w stronę chłopaka. Miał tylko małe rozcięcie na wardze, z której powoli leciała krew. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale sięgnęłam ręką jego twarzy i opuszkiem palca, otarłam krew.
- Dziękuję.- Szepnęłam.
- Nie ma za co. Niall.- Podał mi rękę.
- Audrey.- Przedstawiłam się. Chwila, chwila. Czy to nie on dzisiaj do mnie dzwonił? Postanowiłam się tego dowiedzieć.- To ty dzwoniłeś dzisiaj do mnie.- Spytałam prosto z mostu.
- Yhm... Tak, to ja dzwoniłem. Przechodziłem tędy, mając nadzieję, że cię spotkam. Wczoraj byłaś tak wypita, że możesz mnie nie pamiętać.- Zaczął się tłumaczyć. Wpatrzyłam się w jego oczy. Były wyjątkowe. Takie błękitne. Utonęłam w nich. I nagle coś sobie przypominam.
- Czy to ty, wtedy wieczorem, pomogłeś mi i Cassie, kiedy próbowali nas...- Nie mogłam skończyć.
- Tak, to byłem ja. I mój kolega Harry. Dobrze, że akurat wtedy, tamtędy przechodziliśmy.- Powiedział.
- Tak... Za to też dziękuję. Może wejdziesz i opatrzę ci tą ranę?- Spytałam.
- Chętnie.- Odpowiedział.- Tylko jest jeden problem. Harry już tu idzie. Czy on też może wejść?
- Oczywiście. W końcu on też nam pomógł.- Stwierdziłam.
Weszłam z Niall'em do środka. Ściągnęliśmy buty w przedpokoju i weszliśmy do salonu. Na kanapie siedziała Cas, która była tak zajęta filmem, że nawet nie zauważyła, iż mamy gościa. Głośno chrząknęłam, co dopiero zwróciło jej uwagę. Widać, że była zdziwiona tą wizytą.
- Co on tu robi?- Zapytała brunetka. Nawet żadnego cześć nie powiedziała. Poziom kultury to ona ma na serio wysoki.
- Hmm, kiedy ty byłaś zajęta oglądaniem jakiegoś ciekawego filmu, przyszedł mój ojciec i próbował siłą zaciągnąć mnie do domu. Dziwne, że nic nie słyszałaś. No i wtedy pojawił się Niall, i mi pomógł. Więc zaprosiłam go do środka.- Wytłumaczyłam.
- Aha. No, naprawdę dziwne, że nic nie słyszałam.- Powiedziała.
- Niall, to Cassie. Cassie, to jest Niall.- Przedstawiłam ich sobie.
- Cześć.- Pierwszy odezwał się blondyn. Na jego twarzy zagościł nieziemski uśmiech. Ogarnij się Audrey. O czym ty myślisz?!
- Hej.- Odpowiedziała obojętnie Cas i wróciła do oglądania. Jej zachowanie jest dziwne. Później z nią o tym pogadam.Pociągnęłam Niall'a w kierunku kuchni. Lepiej nie wchodzić jej teraz w drogę.
- Chcesz coś do picia?- Spytałam, wyciągając wodę z lodówki.
- Woda może być. Odpowiedział. Podałam mu szklankę napełnioną wodą. Kiedy odłożyłam naczynie, po domu rozniósł się odgłos dzwonka.- To pewnie Harry.- Powiedział niebieskooki. Kiwnęłam głową i poszłam otworzyć drzwi, bo Cas pewnie nie ruszy dupy z kanapy.
- Hej. Wejdź.
- Cześć. Jest tu Niall?
- Tak, jest.- Lokowaty ściągnął buty i weszliśmy do salonu. Tym razem Mills zauważyła nas od razu. Jej mina była przekomiczna. Próbowałam powstrzymać śmiech, ale mi nie wyszło. Wszyscy skierowali swoje spojrzenia na mnie. Wyglądali, jakbym jakąś zbrodnię popełniła.
- No co?- Spytałam, gdy w końcu się uspokoiłam.
- Nie, nic.- Odpowiedział Horan.
- Nie rozumiem was ludzie. Ale dobra, mniejsza z tym. Harry, to jest Cassie, Cassie to jest Harry.
- Super.- Powiedziała brunetka i udawała, że nas tu w ogóle nie ma. Styles popatrzył się na mnie dziwnie. Naprawdę nie wiem, o co chodzi tej dziewczynie chodzi. Może dalej wspomina tamtą akcję. Ja już się z ym oswoiłam.
- Siadajcie.- Oni spełnili moją prośbę.- Cas, możemy pogadać?- Postanowiłam zrobić to teraz.
- Jeśli musisz, to spoko.- Powiedziała od niechcenia. Poszłyśmy do kuchni. Miałam nadzieję, że oni nie będą nas słyszeli, ale wszystko jest możliwe. Nerwy mogą mi szybko puścić.
- No dobra. Powiesz mi, co się z tobą dzieje? Zachowujesz się jak jakaś lalunia.
- Och, a więc teraz jestem dla ciebie lalunią?
- Nie jesteś, ale tak zachowujesz się w tym momencie. Coś ci nie pasuje?
- Nie wszystko okej. Pomijając fakt, że sprowadzasz ich do mojego domu. Nie znam ich i nie wiem, czy nam czasem czegoś nie zrobią. Jeszcze twój ojciec. Przychodzi tutaj i robi awantury. Później moi rodzice będą mieli problem. On ma tu nie przychodzić.- Powiedziała. Tymi słowami mnie zraniła.
- Może zamiast oceniać, najpierw ich poznaj. Nie wiesz, jacy są. A więc przeszkadza ci moja rodzina? To teraz będziesz miała spokój. Wychodzę.- Zdenerwowana wyszłam.
Słyszałam z tyłu nawoływanie Niall'a, ale jeszcze bardziej przyśpieszyłam. Nie miałam ochoty z nikim gadać. Skierowałam swoje kroki nad jezioro. Zawsze tam szłam, kiedy byłam zła, czy smutna. Po chwili już tam byłam. Spojrzałam za siebie. Chyba udało mi się zgubić blondyna. Mam nadzieję, że mnie zrozumie i nie będzie zły. Usiadłam na swoje stałe miejsce, a z moich oczu poleciały długo powstrzymywane łzy. Nie mogłam się opanować. Znowu płaczę, chociaż obiecywałam sobie, że nie będę tego robiła. Jedyna osoba, w której miałam wsparcie, w końcu mi powiedziała, co myśli. Nigdy nie sądziłam, że coś takiego nastąpi. Nawet nie próbowałam się bronić, bo to i tak nie miałoby sensu. W sumie, to ona miała rację. Ale mogła to powiedzieć delikatniej. Nie oczekuję przeprosin. Chociaż wybiegając z jej domu, miałam nadzieję, że pobiegnie za mną. Niestety tak nie było. Jedyną osobą, która zareagowała, był Horan. Nawet go nie znam. Ale nie zgadzam się ze słowami Cassie. Nie wyglądają na kogoś, kto miałby złe intencje. To moje zdanie. Co prawda, nie powinnam ich zapraszać, bo nie byłam u siebie. Trudno, stało się. Ona powinna się trochę wyluzować. Ostatnio robi to tylko, kiedy coś wypije. No nic. Jej sprawa.
Rzucałam kamienie do wody, a łzy dalej spływały po moich policzkach. Wokół mnie panowała cisza. Słychać było tylko mój cichy szloch.
- Audrey.- Usłyszałam. Obróciłam się i zauważyłam...
Wiem, rozdział beznadziejny. Wena mnie opuściła. Nie wiem, kiedy pojawi się następny rozdział. Może go w ogóle nie będzie. No nic, to do zobaczenia.
Jak coś to piszcie na gg: 48270195 lub pytajcie na asku: http://ask.fm/NiallMyLovee69
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz