niedziela, 29 września 2013

Rozdział 8

- Otwarte!- Usłyszałam głos Cassie. Powoli otworzyłam drzwi i weszłam do przestronnego salonu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nigdzie nie było widać mojej przyjaciółki. Skierowałam swoje kroki do kuchni. Miałam rację. Siedziała na parapecie i piła herbatę. Bez słowa podeszłam i mocno ją przytuliłam. Odwzajemniła uścisk.- Przepraszam. To nie miało tak wyjść. Nie powinnam tak mówić. Nic nie zrobiłaś. Zareagowałam zbyt gwałtownie. Domyślam się, jak się poczułaś. W ogóle dziwię się, że jeszcze tu stoisz. Jestem kompletną idiotką. Mogłam cię stracić. A tego za nic nie chcę.- Ja milczałam i przysłuchiwałam się temu, co ona mówi. Oczywiście wyłączyłam się już po słowie przepraszam. To mi wystarczy. O reszcie bardzo dobrze wiem.

- Już dobrze. Wybaczam Ci. Nie umiem się długo na Ciebie gniewać. To jest właśnie minus.- Zaśmiałam się pod nosem. Ona jeszcze bardziej się we mnie wtuliła. Trwałyśmy tak kilka minut. Później zrobiło mi się nie wygodnie. Wstałyśmy i poszłyśmy do salonu. Rozłożyłyśmy się na kanapie i tradycyjnie, puściłyśmy jakiś film. Szybko usnęłam. Widocznie byłam strasznie zmęczona. Wraz ze snem przyszedł ten okropny koszmar.


~ Miesiąc później~

Ten czas zleciał na samym uczeniu się. Musiałam dużo odrobić. Głowa już mnie bolała od tego ciągłego uczenia. Mój każdy dzień był rutyną. Wstać rano, iść do szkoły, wrócić, zjeść obiad, pokłócić się z ojcem i uczenie się do późnej godziny. Miałam już powoli dość. Na szczęście dzisiaj już koniec roku. Udało mi się wszystko poprawić i jakimś cudem zdałam do następnej klasy. Nawet nauczyciele byli pod wrażeniem, że w miesiąc udało mi się wszystko ogarnąć. Nie powiem, ale byłam z siebie dumna. Jedyne, co mi się w tym wszystkim nie podobało, to to, że nie miałam czasu na spotykanie się z Cassie i Niall'em. Co prawda, Cas też się uczyła, ale ona miała mnie materiału. Oboje powtarzali mi, że rozumieją to, iż muszę się uczyć. Zaniedbałam ich, ale postaram się to wszystko odrobić. Nie powinno być tak źle. Te wakacje poświęcę tylko im. Mam nadzieję, że nasze stosunki się nie pogorszyły.

Przerwałam moje rozmyślania i postanowiłam podnieść mój zacny tyłek z łóżka. Nie chciałam się spóźnić. Wczoraj naszykowałam sobie ciuchy więc teraz tylko je zabrałam ze sobą do łazienki. Włosy związałam w koka i weszłam pod prysznic. Woda mnie rozbudziła. Kiedy byłam już umyta i ubrana, wzięłam się za malowanie. Oczywiście zrobiłam delikatny makijaż. Nie odpowiada mi tapeta. Wyszłam z łazienki, zabrałam torebkę i poszłam do kuchni. Siedziała tam moja siostra. Bez słowa wzięłam jabłko i poszłam do salonu. Usłyszałam coś w stylu " Jakby mnie nie widziała.". Zignorowałam to i rozsiadłam się na kanapie. Patrzyłam się przez okno. Całe dzieciństwo tu spędziłam i wydawało mi się, że już wiem wszystko o tym miejscu. Jednak siedząc tak, dojrzałam kilka innych rzeczy. Niby są nie istotne, ale jednak coś znaczą. Przypatrywałam się wszystkiemu po kolei. Z każdym miejscem mam jakieś wspomnienie. Ach, jakbym chciała wrócić do dzieciństwa. Nie musiałabym się niczym przejmować. Ważna była była tylko dobra zabawa. Miałam wielu kolegów. Kiedyś byłam bardziej towarzyska. Teraz stałam się zamknięta w sobie. Wszyscy zazdrościli mi tej otwartości. Jednak jak widać, ludzie się zmieniają i bardzo dobrze widać to na moim przykładzie. To nie tak, że z dnia na dzień przestałam ufać ludziom. Działo się to stopniowo. Z wiekiem traciłam przyjaciół aż do teraz. Została tylko Cas. Pojawili się Niall i Harry. Kto wie? Może poznam kogoś jeszcze. Trudno zdobyć moje zaufanie, więc nie dam się łatwo oszukać. Takie moje zasady i nie zamierzam ich zmieniać. Nie ufam zbytnio nawet mojej własnej siostrze. Wiem, że zasługuje na inną siostrę. Niestety ja nie mogę się zmienić. Mam tylko nadzieję, że nie popełni tych samych błędów, co ja. Nie jestem odpowiednim wzorem do naśladowania. Elly jest inteligentna, więc powinna sobie poradzić. W sumie nie jesteśmy nawet do siebie podobne. Nie żebym podejrzewała mamę o coś, ale nie zdziwiłabym się, gdyby zdradziła ojca. On to raczej nie nadaje się do niczego. W ogóle chcę się już stąd wyprowadzić. Zacząć nowe życie. Bez nich. Bez tych wszystkich problemów. Gdyby to było takie proste jak się wydaje. Poczekam ile trzeba. Szczęście chyba musi się kiedyś do mnie uśmiechnąć. Bóg nie może wiecznie się nade mną znęcać. To nie byłoby fair. Chociaż na tym świecie zbytnio nie widać sprawiedliwości. Kiedyś życie było łatwiejsze. Niestety ja musiałam urodzić się w tych czasach.

Ugryzłam ostatni raz jabłko i spojrzałam na zegarek. Wskazywał 8.45. Wstałam z kanapy i weszłam do kuchni, aby wyrzucić ogryzek. Tym razem zastałam tam mamę. Do niej też się nie odezwałam. Najlepiej, żeby siedzieć cicho. Mniejsze ryzyko kolejnej kłótni. Zrobiłam to, po co przyszłam i poszłam założyć buty. Wyszłam z domu. Zapach świeżego powietrza od razu trafił do moich nozdrzy. Ruszyłam swobodnym krokiem. Miałam się nie spóźnić, ale jakoś nie mam ochoty na szybki spacer. Po drodze spotkałam wielu spieszących się ludzi. Większość z nich szła tam gdzie ja. No tak, chcą jak najszybciej rozpocząć wakacje. Ja miałam wolne przez cały rok, pomijając ostatni miesiąc. No cóż, mój błąd. Ale jakoś szczególnie nie żałuję. Inni się starali, żeby wypaść jak najlepiej, a ja jak gdyby nigdy nic chodziłam do szkoły tylko po to, żeby nie mieć zbyt dużo nieobecności. Chwilę później byłam już na zatłoczonym placu szkoły. Każdy był podekscytowany. No może oprócz grupki kujonów, którzy będą wręcz tęsknili za szkołą. To jest dla mnie chore, ale tego lepiej nie komentować. Stanęłam i zaczęłam szukać wzrokiem Cassie. Znalazłam ją gdzieś w tłumie. Ona też mnie zauważyła i pomachała ręką. Odmachałam jej i ruszyłam w jej stronę. Szybko się zirytowałam mówieniem " Przepraszam" albo "Sory". Większość ludzi patrzyła się wtedy na mnie krzywo, ale ignorowałam ich i szłam dalej. Lepiej niech ze mną nie zadzierają. Jakoś nie mam ochoty do kłótni. Chwilę później znajdowałam się już w niedźwiedzim uścisku Cassie. Ona zdecydowanie miała za dużo siły.

- No hej. Już myślałam, że nie przyjdziesz.- Powiedziała puszczając mnie.

- Hej. Chętnie bym nie przyszła, ale ktoś musi odebrać za mnie świadectwo. Nie spieszyłam się zbytnio.- Odpowiedziałam.

- Przynajmniej przyszłaś. Nie muszę sama tu sterczeć. Ci wszyscy ludzie są dziwni. Jacyś tacy nie zbyt zadowoleni, że zaczynają się wakacje. Przecież mogą się widywać.

- Nie ogarniesz ludzi z naszej szkoły.

- No w sumie racja. Zaraz wyjdzie ten łysol, odwali jakąś bezsensowną gadkę, a wszyscy uwierzą, że będzie tęsknił za nami przez te wakacje. To chyba normalne, że on nas nienawidzi. Musi nas znosić. Ci ludzie są strasznie naiwni. Nie ma co.- Ech, jak Cas się rozgada to koniec. Możesz do niej krzyczeć, ale ona musi skończyć swoją wypowiedź.

Chwilę później uratował mnie dyrektor, który zaczął gadać coś do nas. Nie żeby mi przeszkadzało to gadanie mojej przyjaciółki, ale czasem lepiej jest jak się przymknie. Dzisiaj nie mam ochoty na rozmowy. Zły dzień. Co ja gadam. Zawsze mam złe dni. Dzisiaj trafił się jakiś jeszcze gorszy. Normalka. Chciałabym iść gdzieś, gdzie będę mogła zostać sama. Ostatnio zbyt dużo myślę. Nic na to nie poradzę. To coś w mojej głowie powoduje te wszystkie myśli. Nie przeszkadza mi to zbytnio. Przynajmniej nie mam czasu na nudę. Przez ten miesiąc, odizolowałam się od ludzi. I to widać. Nie jestem duszą towarzystwa. Przynajmniej gadanie Cassie to zakrywa. Czasem to jest przydatne, że tak dużo mówi. Odciąga uwagę ode mnie. Przerwałam ten ciąg myśli i skupiłam się na mowie dyrektora. Jak zdążyłam się zorientować, kończył już swoją wypowiedź. Życzył udanych wakacji i wszyscy zaczęli rozchodzić się do swoich klas. Głośno westchnęłam i podążyłam za resztą. Dziesięć minut później, siedziałam w swojej ławce. Przyszła moja wychowawczyni i nie tracą czasu, zaczęła rozdawać świadectwa. Szybko przyszła moja kolej.

- Audrey Bones.- Odczytała kobieta. Podniosłam się ze swojego miejsca i wolnym krokiem podeszłam do niej. Oczy wszystkich były skupione na mnie. Jak ja nie lubię być w centrum uwagi.- Gratulację.- Podała mi rękę. Uścisnęłam ją lekko.

- Dziękuję.- Mruknęłam cicho i wróciłam na swoje miejsce. Spojrzałam na kartkę papieru, która leżała przede mną. Same dwóje. Zdecydowanie nie są to dobre wyniki. Przynajmniej zdałam, to się liczy.

Wracałam razem z Cassie do domu. Ona jak zwykle nadawała jak najęta. Opowiadała mi jakąś historię, ale jakoś nie mogłam się skupić. Wybaczy mi to. Rozglądałam się na boki. Moją uwagę przykuł jakiś nieznajomy chłopak. Stał na przystanku i widocznie czekał na autobus. Głęboko się zastanawiałam, kto to może być. Wtedy w mojej głowie zapaliła się lampka. To pewnie ten nowy chłopak. Hmm, przystojny. Tak jak mówili inni. Wygląda jakoś podejrzanie, ale przecież go nie znam. Nie mogę go oceniać. Wpatrywałam się w niego dalej. On jakby czując mój wzrok na sobie, uniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Nasz kontakt wzrokowy trwał dość długo. W końcu spuściłam wzrok, przerywając go. Dalej czułam jego wzrok na sobie. Nie chciałam przecież zwrócić jego uwagi na mnie. Ach ta moja ciekawość. Chwilę później stałam już w swoim salonie. Było podejrzanie cicho. Weszłam do kuchni. Siedział tam tylko mój ojciec. O nie, tylko nie to. Zaraz się zacznie.

- Pokaż swoje świadectwo.- Powiedział szorstko.

- A po co ci one?- Odpowiedziałam.

- Potrzebne. Daj mi to cholerne świadectwo.- Ulegając mu, rzuciłam kawałek papieru na stół i obserwowałam jego reakcję.- Same dwóje?! Co ty robisz przez cały rok?! Przynosisz mi tylko wstyd!

- Masz problem? To moje oceny i uczę się jak chcę, a tobie nic do tego!- Krzyknęłam zła.

- Nie odzywaj się tak do mnie! Gówniara jedna. Jestem twoim ojcem i oczekuję szacunku.

- Najpierw na niego zapracuj.

- Po co matka wogóle cię rodziła? Sprawiasz same problemy. Jesteś bezwartościową idiotką. Czasem wątpię, czy jesteś moją córką. Najchętniej bym się ciebie pozbył.- To we mnie trafiło jak młot. Nie wiedziałam, że właśnie to o mnie myśli.

- Wiesz co? Ja nigdy nie miałam rodziców. Zawsze byłam sama. Nigdy mnie nie wspieraliście. Byłam dla was tylko problemem. Czasami żałuję, że się urodziłam. A jeśli musiałam, to mogłam chociaż w innej rodzinie. Niszczycie ludzi. Nie macie w sobie serdeczności. Za grosz szacunku. Jesteście bandą debili. Nie wiem jak babcia mogła cię wychować. Jesteś zwykłym tyranem. Nigdy nie byłeś dla mnie ojcem i nigdy nie będziesz. Nienawidzę cię. Obyś zgnił w piekle. Nie wiem jak ktoś taki może żyć na tym świecie.- Oddychałam bardzo szybko. Byłam na najwyższym poziomie zdenerwowania. On tylko wstał i podszedł do mnie. Uniósł rękę, a chwilę później poczułam mocne uderzenie. Mój policzek zaczął niemiłosiernie piec. Chwilę później to samo było z moim drugim policzkiem. Uniosłam wzrok i popatrzyłam się na mojego "ojca" wzrokiem, który mówił sam za siebie. Tak bardzo go nienawidziłam. Odepchnęłam go i wybiegłam z domu. Pobiegłam w swoje stałe miejsce. Nad jezioro. Szybko się tam znalazłam. Upadłam na trawę i zaczęłam głośno szlochać. Jedno pytanie krążyło w mojej głowie. "Dlaczego ja?" Straciłam rachubę czasu. Długo zajęło mi uspokojenie się. Siedziałam tam długi czas. Poczułam kogoś wzrok na mnie. Zaczęłam się rozglądać i dojrzałam...

Napisałam. Rozdział mi się wcale nie podoba. Ostatnio coś nie idzie mi pisanie. Zobaczymy, co będzie dalej. Do następnego <3 

2 komentarze:

  1. co ja czytam? :>
    takie boskie rzeczy tutaj czytam :>
    moje wypowiedzi nigdy nie mają sensu, więc powiem, że lubię placki. tak. to bardzo odpowiednie. :D
    ale musiałaś urwać w tym momencie naprawdę? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha same brednie czytasz xd Tak, też lubię placki :D A jakoś tak wyszło, że akurat w tym momencie :P

      Usuń