Szłam samotnie ulicami Londynu. Ludzie mijali mnie w pośpiechu, ale mi wcale się nie spieszyło. Inni są tak zabiegani, że nie dostrzegają wielu rzeczy. Na przykład dziecka, które się zgubiło i rozpaczliwie próbuje znaleźć swoich rodziców. Chłopaka, który prawdopodobnie uciekł z domu, więc kradnie, żeby mieć co jeść, albo takiego staruszka, który potrzebuje pomocy w przejściu przez ulicę. Niby są to ludzie, których nie znam, ale po ich zachowaniu wszystkiego mogę się dowiedzieć. Niektórzy nie ukrywają się ze swoimi problemami i oczekują współczucia, ale jak jesteś zabiegany, nigdy tego nie dostrzeżesz.
Wyszłam się przewietrzyć, bo w domu nie można już było wytrzymać. Wieczne kłótnie, krzyki i nic innego. Ojciec czepia się wszystkiego, czego tylko może. Mama próbuje mu się stawiać, ale i tak później się z nim zgadza, bo nie ma wyboru. Podejrzewam, że on bijąc mamę, zmusza ją, żeby robiła wszystko tak, jak on chce. Pytałam się jej o to, ale ona za każdym razem zaprzecza. Wiem, że może kłamać, bo jest zaślepiona miłością do niego. Ja też go kocham, bo w końcu to mój ojciec, ale tracę powoli do niego szacunek. Widać, że on niczego nie podejrzewa. No i dobrze. Już i tak moje życie to piekło. Nie chcę większego. Moją ucieczką od tego są ciągłe imprezy. Za każdym razem znajduję jakąś wymówkę, żeby rodzice się o tym nie dowiedzieli. Jedyną osobą, która o wszystkim wie, to moja młodsza siostra Elle. Kiedyś przyłapała mnie jak wychodziłam wieczorem przez okno. Musiałam jej wszystko powiedzieć, bo inaczej by mnie wydała. Jestem dla niej strasznie wredna. Nie przejmuję się tym, że wszystko wie. Nie wydałaby mnie starym. Zresztą też mam na nią haka. Spotyka się potajemnie z jakimś chłopakiem. Nie znam więcej szczegółów. Nawet mnie to nie interesuje.
Po godzinnym spacerze postanowiłam wrócić do domu. Oczywiście na wejściu słychać było kłótnię. Chodziło chyba o jakiś wyjazd, ale się nie przysłuchiwałam. Z premedytacją trzasnęłam drzwiami wejściowymi i udałam się na górę, nie mówiąc ani słowa. Krzyki nagle ucichły i wiedziałam, że ich wzrok skupiony jest na mnie. Ja nic sobie z tego nie zrobiłam i szłam dalej. Moje wejście skończyłam trzaśnięciem drzwiami od mojego pokoju. Zdjęłam buty i rzuciłam się na łóżko. Sięgnęłam po mojego laptopa i postanowiłam zobaczyć co nowego w internecie. Najpierw zalogowałam się na facebooka. Popisałam trochę z moją przyjaciółką Cassie i umówiłam się z nią, że dzisiaj pójdziemy na imprezę. Ucieszyłam się, bo nie chciałam spędzać samotnie piątkowego wieczoru. A jeśli miałabym z kim, to na pewno nie z moimi rodzicami. Zadowolona wylogowałam się i weszłam na twittera. Porobiłam tam parę rzeczy i wyłączyłam urządzenie. Postanowiłam zacząć się już szykować na dzisiaj. Pierwsze co zrobiłam, to wzięłam prysznic. Dobrze podziałało to na moje nerwy. Nie chciałam stamtąd wychodzić, ale czas gonił. Ubrałam się i wysuszyłam włosy. Postanowiłam zostawić je tak, jak są. Ułożyły się w delikatne fale. Zrobiłam jeszcze delikatny makijaż, ponieważ nie lubiłam mieć dużo tapety i wyszłam z łazienki. Wzięłam buty do rąk, bo wszyscy byli w domu i musiałam wyjść przez okno. Tą technikę miałam tak opanowaną, że nie musiałam się bać tego, czy ktoś mnie czasem nie zobaczy, albo że co gorsza spadnę. Z racji tego, że nikt nie spał, musiałam wyjść jak najciszej. Nie było to łatwe, bo ojciec miał bardzo dobry słuch, ale znając życie kłóci się teraz z matką. Zero zainteresowania mną, czy Elly. Ja już się przyzwyczaiłam, ale jej jest trudniej. W końcu jest młodsza. Nie ma jej kto nawet w najgorszych chwilach pocieszyć. My nie jesteśmy aż w takich złych kontaktach, ale ja się nie nadaję do takich rzeczy, jak pocieszanie ludzi. Ona to chyba wie, dlatego nigdy nie przychodzi do mnie w ważnych sprawach. Podejrzewam, że jej koleżanki wiedzą więcej o niej niż ja. Ale mnie to jakoś nie rusza. Mną się też nikt nie interesował i jakoś sobie z tym poradziłam. W tej chwili liczy się dla mnie dobra zabawa. Innymi rzeczami będę się przejmowała kiedy indziej. Kiedy znalazłam się na dole, czekała już na mnie zamówiona wcześniej taksówka. Wsiadłam i podałam adres mojego ulubionego klubu, w którym umówiłam się z Cassie.
To był najlepszy klub w Londynie, do którego wpuszczali nas, chociaż jesteśmy niepełonoletnie. Droga minęła mi dosyć szybko. Zapłaciłam taksówkarzowi i poszłam do Cas, która już czekała na mnie przed wejściem. Wyglądała jak zawsze świetnie. Przywitałam się z nią uściskiem. Miałyśmy już zajętą kolejkę, więc zaraz znalazłyśmy się w środku. Było dopiero 22, a już roiło się od ludzi. To jest popularny klub, bo może tu wchodzić młodzież. Przedarłyśmy się przez tłum i stanęłyśmy przed barem. Zamówiłam każdej po drinku. Wypiłyśmy je szybko i poszłyśmy potańczyć. Od razu dołączyli się do nas jacyś faceci. Lubiłam tańczyć z kimś obcym, ale nie mógł on sobie pozwolić na za dużo. Może w oczach innych wyglądam na puszczalską, chociaż tak nie jest, to mam do siebie szacunek. Śmieszą mnie ludzie, którzy uważają inaczej. Poznani kolesie nie byli zbyt pociągający, ale stawiali nam procenty. Później się ich jakoś spławi. Zabawa rozkręciła się w najlepsze. Grali dziś świetną muzykę. Aż się nie chce przestać bawić.
Zawołałam swoją przyjaciółkę, bo nogi mnie już cholernie bolały. Poszłyśmy do łazienki się odświeżyć. Na szczęście nikogo w niej nie było. Była już 5 nad ranem, więc musiałyśmy wracać do domu. Przejrzałyśmy się w lustrze i wyszłyśmy z klubu. Byłyśmy lekko wstawione, dlatego nie zwracałyśmy uwagi na to, co dzieje się wokół nas. Postanowiłyśmy wracać na nogach, bo na taksówkę nie chciało nam się czekać. Miałyśmy przed sobą nie krótki spacer. Wybrałyśmy opcję pójścia przez skróty. Noc wydawała się spokojna, co jeszcze bardziej uśpiło naszą czujność. Rozmawiałyśmy o dzisiejszej imprezie. Obie uznałyśmy, że zabawa była świetna. Szczególnie puszczali świetne kawałki. Jedna z moich najbardziej udanych imprez. Skręciłyśmy w jedną z uliczek i pech chciał, że było tam dwóch gości. Z początku nas nie zauważyli, dlatego chciałyśmy się po cichu wycofać. Kiedy zrobiłam trzy kroki w tył stanęłam na coś. Była to pusta butelka po piwie. Oni jak na zawołanie odwrócili głowy i nas zauważyli. Na ich twarzach pojawiły się cwane uśmieszki. Skarciłam się w myślach za moją nieuwagę.
- No proszę, proszę. Kogo my tu mamy? Dwie ładne laseczki się zdaje.- Powiedział jeden z nich.
- Dzisiaj mamy chyba szczęście Ed. A jak same do nas przyszły to trzeba skorzystać.- Powiedział drugi i zaczęli zbliżać się w naszą stronę.
Moje serce przyspieszyło. Wiadome było, że nie mamy z nimi szans. W głowie miałam tylko jedną myśl. Obie zostaniemy zgwałcone i to przeze mnie. Mogłam bardziej uważać. Gdybym zauważyła tą butelkę, już by nas tu nie było. Łzy momentalnie poleciały z moich oczu. Nie chciałam tego. Zresztą jak każdy człowiek.
Zaczęłyśmy się cofać próbując jakoś od nich uciec. Oni nie ustępowali i szli za nami. Chciałam dać Cassie jakiś znak, żeby zaczęła biec, ale się przeliczyłam. Chcąc zrobić kolejny krok w tył, dotknęłam plecami zimnej ściany. Zapędzili nas w ślepy zaułek. O ucieczce nie było już mowy.
- Pomocy! Pomocy!- Krzyczałam mając nadzieję, że ktoś nas usłyszy. Chciałam krzyczeć dalej, ale czyjaś ręka zakryła moje usta.
- Siedź cicho mała dziwko, albo nie będzie tak przyjemnie.- Zagroził, dalej uniemożliwiając mi wezwanie pomocy.- Będziesz cicho?- Zapytał.
W odpowiedzi pokiwałam tylko głową. On zabrał rękę i zaczął mnie całować. Najpierw po twarzy, a potem zjechał na mój dekolt. Czułam obrzydzenie, ale nic nie mogłam zrobić. Bezsilna płakałam i próbowałam go odepchnąć, ale był zbyt silny. Nie mogłam znieść myśli, że zaraz stanie się coś takiego. Mnie zawsze spotyka coś złego. Takie już życie.Ale Cassie sobie na to nie zasłużyła. Wiedziałam, że teraz cierpi tak jak ja i nie wie co zrobić. To jedno wydarzenie może zniszczyć naszą przyszłość. Oni się zbytnio nie spieszyli, a ja byłam już wykończona psychicznie. Słyszałam głośny szloch mojej przyjaciółki i serce mi się mocniej ścisnęło. Gdyby chociaż ona tego uniknęła. Jest zbyt deliktna. Zawsze cierpią ze mną najbliższe mi osoby. To jest takie nie fair.
Kiedy chcieli już ściągać z nas sukienki, zauważyłam dwóch chłopaków. Spojrzeli na nas i pewnie sobie pomyśleli, że coś tu robimy i nie warto nam przeszkadzać. Już odwracali się na pięcie, żeby odejść. Myślałam, że to koniec. Jeden z nich popatrzył się na mnie a ja wyszeptałam bezgłośne: "Pomocy...". On chyba odczytał moją prośbę, bo powiedział coś do swojego kumpla.
- Ej wy! Zostawcie je!- Krzyknął jeden z nich. Tych dwóch oderwało się od swojej czynności i spojrzeli na nich.
- Bo co? Będziemy robili to, na co mamy ochotę.
- Jesteście tak zdesperowani seksualnie, że atakujecie niewinne dziewczyny? Nie dziwię się wam. Pewnie żadna was nie chce, bo wyglądacie jak gówno.
- Co ty mówisz? Nawet gówno wygląda lepiej. Dla nich nie ma żadnego porównania.- Powiedział ten drugi uzupełniając wypowiedź kolegi.
Ed i ten drugi wyraźnie stracili zainteresowanie nami, bo teraz kierowali się zdenerwowani w stronę naszych wybawców. Ja korzystając z okazji, podbiegłam do Cassie. Objęłam ją mocno, a ona odwzajemniła uścisk. Była w totalnej rozsypce. Było to czuć wyraźnie. To wszystko to moja wina. Mogłam bardziej uważać. Później będę ją przepraszać.
Między chłopakami doszło do bójki. Mam nadzieję, że ci dwaj umieją się bić, bo inaczej nic z tego, że chcieli nam pomóc. Wiem, że powinnyśmy uciekać, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa i stałam jak sparaliżowana, a Cas była zbyt roztrzęsiona. Oni się wcale nie oszczędzali i zadawali sobie kolejne ciosy. Trudno było powiedzieć kto wygra. Widać było, że wszyscy mieli doświadczenie. Po chwili można było dostrzec, że Ed i jego kolega słabną. Przyjęli na siebie jeszcze kilka ciosów i uciekli. Wszyscy obserwowali jak szybko biegną. Widać, że nie dałybyśmy rady im uciec. Zwycięzcy przybili sobie piątki i odwrócili się w naszą stronę. Wymienialiśmy kontakt wzrokowy. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Napięcie między nami było wyczuwalne. Obserwowałam ich z nieufnością. Wiem, że nam pomogli, ale to było silniejsze ode mnie.
Między nami dalej panowała niezręczna cisza, a słowa wypowiedziane przez nieznajomego unosiły się w powietrzu. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę. W mojej głowie odezwał się głos: "Uciekaj!". Ja jak na zawołanie zaczęłam biec, ciągnąc Cassie za rękę. Wybiegłam z ciemnych uliczek i skierowałam się w stronę naszych domów. Mieszkałyśmy na tej samej ulicy. Adrenalina mi skoczyła i biegłam aż do samego domu. Cas była tak przestraszona, że musiałam odprowadzić ją pod same drzwi. Rozumiałam jej niepokój. Przytuliłam ją mocno na pożegnanie i czekałam aż zamknie drzwi. Swoje kroki skierowałam w stronę domu. Wiem, że moja reakcja była zła. Oni nam pomogli, a ja bez żadnego słowa podziękowania uciekłam. Nie myślałam racjonalnie. Mam teraz wyrzuty sumienia. Jeśli ich kiedyś spotkam, to na pewno im podziękuję. Gdyby się nie pojawili, to byłby już koniec. Rozmyślając tak, nie zauważyłam nawet, że doszłam już pod swoje okno. Zdjęłam buty i weszłam po cichu do środka. Te wszystkie wydarzenia sprawiły, że byłam wykończona. Psychicznie i fizycznie. Bez życia położyłam się na łóżko, wcześniej przebierając się w piżamę. Gdy adrenalina już mnie opuściła, zasnęłam wykończona tym wszystkim, mając nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie lepszy.
No i mamy pierwszy rozdział. Wyszedł dość krótki, ale postaram się pisać je coraz dłuższe.
Jak myślcie: Kto pomógł dziewczynom?
Do zobaczenia! :D
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz