Stanęłam jak wryta, nie wiedząc, czy uciekać, czy się gdzieś chować. Cassie ich chyba nie zauważyła, bo dalej szła w kierunku wejścia do sklepu. Zatrzymała się dopiero, kiedy mocno złapałam ją za rękę.
- O co ci chodzi Audrey?- Spytała, patrząc się na mnie jak na ufo. Ja nie odpowiadałam, bo tak jakby odjęło mi mowę.- Powie...- Nie zdążyła skończyć, ponieważ zobaczyła to, co ja. Jednak obie nie byłyśmy przygotowane na to spotkanie.
Przy kasie stało tych dwóch chłopaków, którzy nam wczoraj pomogli. Płacili chyba za jakieś ubrania. Obie patrzyłyśmy się na nich, nie wiedząc co robić. W końcu zareagowałam instynktownie i ciągnąc Cas za rękę, schowałyśmy się za jakąś palmą. Chwilę później nieznajomi opuścili sklep i przeszli koło nas, nie zauważając nas. Odetchnęłyśmy z ulgą i kiedy byłyśmy pewne, że już nas nie zobaczą, wyszłyśmy z ukrycia. Ludzie, którzy wszystko widzieli, patrzyli się na nas jak na jakieś debilki. Posłałam wszystkim "zabójcze" spojrzenie i poszłyśmy dalej. Nie będą się przecież na nas tak gapili. Nie lubię, gdy jestem w centrum uwagi. Jestem zbyt nieśmiała, chociaż, gdy coś wypiję, staję się bardziej odważna. Chyba każdy tak ma.Ci, co mnie znają, próbują wtedy wyciągnąć ze mnie rzeczy, których nigdy bym im nie powiedziała na trzeźwo. Najczęściej się im udaje, ale próbuję to kontrolować. Nie mogę przecież rozgadywać swoich tajemnic komu tylko się zachce o tym usłyszeć. Wszystkie moje sekrety zna Cassie. I niech tak zostanie.
Pochodziłyśmy jeszcze po różnych sklepach i zeszło nam tak ze dwie godziny. Przynajmniej czas nam szybko zleciał. Były tylko dwa minusy tego wypadu. Spotkaliśmy ich, stchórzyłyśmy i uciekłyśmy jakby się paliło. No i później cały czas się rozglądałyśmy, czy czasem nie ma ich gdzieś w pobliżu. Jakbyśmy schizę jakąś miały. Czułam się cały czas obserwowana. Ale nie będę przecież brała tego na poważnie. Przecież każdy mógł zatrzymać na mnie wzrok, aby popatrzeć. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Jakiś czas później, stałyśmy już pod domem Cas. Weszłam z nią na chwilę, aby się czegoś napić. Strasznie mnie suszyło. Ściągnęłyśmy buty w przedpokoju i skierowałyśmy się do kuchni. Tam zastałyśmy kartkę.
" Cassie,
Razem z ojcem postanowiliśmy pojechać na kilka dni na wieś do babci. To był taki spontaniczny wyjazd. Postanowiliśmy nie brać cię ze sobą, bo i tak byś się tam nudziła. Audrey może u nas nocować, dopóki nie wrócimy. Oczywiście jeśli rodzice jej pozwolą. No i mamy dwie prośby. Żadnych imprez i uważajcie na siebie.
Kochamy Cię,
Mama i tata."
Po przeczytaniu tego, wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia i zaczęłyśmy skakać, i śmiać się z radości. Cała chata dla nas. A co to oznacza? Alkohol, filmy i popcorn. To jest to, co lubimy. Kiedy się w końcu uspokoiłyśmy, ubrałyśmy buty i poszłyśmy do mnie do domu. I tak nie zamierzam się pytać rodziców o zdanie. Chcę nocować u Cas, to będę tam nocowała.
Weszłam do domu, z typowym dla mnie hałasem. Ściągnęłam buty i nawet nie mówiąc cześć, weszłam po schodach do mojego pokoju. Cassie weszła zaraz za mną. Spakowałyśmy kilka ciuchów i piżamę dla mnie. Wzięłam kosmetyczkę i zeszłyśmy na dół. Kiedy już chciałam zakładać buty, z kuchni dobiegł mnie głos ojca.
- Audrey, przyjdź na chwilę do kuchni.- Powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Spadaj.- Mruknęłam cicho, żeby on nie mógł tego usłyszeć. Cas zaczęła cicho chichotać. Uśmiechnęłam się do niej i weszłam do kuchni.- Co?- Spytałam.
- Może trochę grzeczniej młoda damo.- Zwrócił mi uwagę.
- Czego sobie życzysz tatusiu?- Moje słowa przesiąkał sarkazm.
- Dokąd to się wybierasz?
- Do Cassie na kilka dni. A co?
- Spytałaś się mnie chociaż o zdanie?- Co za bezsensowne pytania on zadaje.
- Nie. No więc mogę iść?
- Hmm, niech to ja się zastanowię. Nie, nie możesz.- Powiedział chytrze.
- Dlaczego?- Spytałam z wyrzutem.
- Bo dzisiaj zachowałaś się chamsko wobec mnie i mamy.
- Bo mnie do tego zmusiliście?- Odpowiedziałam pytaniem.
- Pożegnaj się z Cassie i idź na górę do swojego pokoju.- Powiedział.
- Z nikim się nie będę żegnała i jedynym miejscem, w które pójdę, to będzie dom Cassie. A teraz cię żegnam drogi ojcze, bo mi czasu szkoda.- Odpowiedziałam i wyszłam z kuchni. Ubrałam szybko buty i opuściłyśmy mój dom. Słyszałam za sobą tylko krzyki ojca, który kazał mi się wrócić do domu. I tak bym go nie posłuchała.
Chwilę potem byłyśmy już w domu państwa Mill. Zaniosłam swoje rzeczy do pokoju mojej przyjaciółki i poszłam do kuchni, gdzie ona przygotowywała popcorn. Nie tracąc czasu, poszłam wybrać jakiś film. Postanowiłam, że obejrzymy jakąś komedię. Włożyłam płytę do odtwarzacza i zaczęłyśmy oglądać. Oczywiście nie zabrakło jeszcze piwa. W tym domu zawsze były jakieś zapasy. Nie to, co u mnie. Film leciał, a my dalej piłyśmy. Pod koniec już byłyśmy, tak pijane, że gadałyśmy głupoty.
- O! Dobry pomysł Bones.- Odpowiedziała
- To dawaj, zbieraj się.- Wstałyśmy trochę chwiejnie z kanapy, ale zaraz złapałyśmy równowagę. Ubrałyśmy się i wyszłyśmy z domu, zamykając drzwi na klucz.
Ruszyłyśmy w kierunku miasta, cały czas się z czegoś śmiejąc. Ludzie, którzy jeszcze szli ulicami Londynu, patrzyli się na nas jak na niedorozwinięte. My się tylko na nich patrzyłyśmy i zaraz na nowo wybuchałyśmy śmiechem. Wszystko wydawało się takie śmieszne. Pod sklepem, w którym na pewno sprzedadzą nam alkohol, musiałyśmy się trochę otrząsnąć. Znaczy Cassie, bo to ona musiała iść to kupić. Ja wyglądałam młodziej, niż inni moi rówieśnicy, dlatego Cas przypadło kupować. Ja postanowiłam zostać na zewnątrz, żeby przypadkiem nie zacząć śmiać się ze sprzedawcy. Po mnie można się tego spodziewać. Usiadłam na ławce i patrzyłam się w gwiazdy. Niebo było dzisiaj tak czyste, że widać było każdą gwiazdę. Uwielbiałam tak siedzieć. Kiedyś codziennie tak robiłam. Wtedy miałam całkiem inne życie. Było o wiele lepsze. Teraz to koszmar. Dlatego też postanowiłam przestać to robić. To należy do mojego dawnego życia. Teraz mam inne przyzwyczajenia i dobrze mi z tym. Kiedyś byłam potulnym dzieckiem, ale kiedy pewne rzeczy wyszły na jaw, postanowiłam się zmienić. Pod niektórymi względami żałuję tego, ale są i takie, które wskazują na to, że dobrze zrobiłam. Wiem, że niektóre osoby ucierpiały na tej mojej zmianie, ale nie powinnam się nimi przejmować. Nowa Audrey przejmuje się tylko naprawdę bliskimi jej ludźmi. Inni są mi obojętni. Odpłacam się im. Jak to mówią, ludzie uczą się na błędach. A ja ich w swoim życiu trochę popełniłam. Niestety. Tak to jest. Nie zamierzam ich już popełnić i to jest najważniejsze. Tylko Cassie zna powód tej zmiany. Od razu zaakceptowała mnie taką, jaką się stałam. Z innymi już było trochę gorzej. Ale to już ich problem. Wyciszyłam swój umysł i patrzyłam jak gwiazdy pięknie świecą. Nigdy nie chcę zapomnieć tego widoku. Może kiedyś mój książę na białym koniu, będzie oglądał je ze mną. Kto wie? Może zostanę starą panną z czterema kotami? No bo kto może mnie chcieć. Jestem strasznie wredna i uparta. A może będzie to ktoś, kto podejmie się wyzwania i przywróci do życia starą Audrey? Musiałby być to ktoś wyjątkowy, dla którego warto byłoby się zmienić. A jak wiemy, na świecie mało już takich ludzi. Zobaczymy co czas przyniesie. Może będzie tak łaskawy i szybko zabierze mnie z tego świata? Czasami naprawdę odechciewa mi się żyć. Niechętnie mi to przyznać, ale jestem tchórzem. Tak, jestem tchórzem. Jednocześnie boję się śmierci, ale też czekam na nią. Ona byłaby moim zbawieniem. Nie musiałabym znosić tych wszystkich męczarni. Tak, w tej chwili to jest kusząca propozycja. Ale i tak nic sobie nie zrobię. To nie na moje nerwy.
Siedziałam dalej, a za chwilę pojawiła się Cas. Miała dwie butelki. Siadła koło mnie i nic nie mówiąc podała mi jedną z nich. Otworzyłam i pociągnęłam spory łyk. Zaczęło mnie palić w gardle, dlatego sięgnęłam po butelkę coli. Siedziałyśmy w ciszy i patrzyłyśmy się w niebo. Uwielbiałam tak siedzieć w milczeniu. Z Mills to było możliwe. Ona rozumiała moją potrzebę milczenia. Nie każdy to pojmował. I tak szły łyki za łykami, aż w końcu poczułam, że już jestem dostatecznie upita. Zabrałyśmy swoje manatki i powoli, żeby się nie wywrócić, ruszyłyśmy w drogę powrotną. Znowu nam odbiło i zaczęłyśmy się śmiać ze wszystkiego. Nawet z byle jakiego drzewa. Uwielbiałam ten stan. Mieć wszystko gdzieś i nie pamiętać tych wszystkich złych rzeczy. Naszą uwagę przykuł jakiś pies i zaczęłyśmy iść tyłem. Śmiejąc się, w tej samej chwili, zderzyłyśmy się z kimś. Wybuchłyśmy jeszcze większym śmiechem i odwróciłyśmy głowy. No i w jednej chwili całe rozbawienie gdzieś się ulotniło. Bo oto przed nami stali dwaj nieznajomi. No to wpadłyśmy.
- A, no tak. Wczoraj im pomogliśmy, a one uciekły bez słowa podziękowania.- Odpowiedział mu blondyn. Postanowiłam się wciąć.
- No sory chłopaki, ale wiecie. Szok i wogóle. No i jeśli tak bardzo chcecie podziękowania, no to dziękuję wam za pomoc. Bez was to nawet nie chcę mówić, co by się stało. Więc jeszcze raz dzięki.- Powiedziałam.
- Nie ma za co. No to co Harry. Odprowadzimy je, bo jednak nie chcemy, żeby się im coś stało.
- No okej, a co nam szkodzi. No to więc tak, ja jestem Harry, a to jest Niall.- Powiedział, wskazując najpierw na siebie, a później na blondyna.
- Ja jestem Audrey, a to jest Cassie. No i nie musicie nas odprowadzać.
- Ale my z chęcią to zrobimy.- Powiedział Niall.
My się już nie sprzeciwiałyśmy i ruszyliśmy czwórką w stronę domu rodziny Mills. Nawet miło nam się rozmawiało. Co prawda, czułam się trochę niezręcznie, ale to z czasem przejdzie. Droga minęła nam szybko. Chłopcy odprowadzili nas pod same drzwi i zostawili nam swoje numery telefonów. Obiecałyśmy im, że zadzwonimy i się pożegnaliśmy. Byłam tak zmęczona, że nawet nie wchodziłam na górę, tylko walnęłam się na kanapę w samych butach. Chwila, moment i już odpłynęłam w krainę Morfeusza z uśmiechem na ustach, którego już nie było od dłuższego czasu.
No i pojawił się 3 rozdział. Pisany dzisiaj przez 2 godziny. Wiem, wyszedł taki bez sensu, ale co się dziwić. No to do następnego! ;33
Zostałaś nominowana do Liebster Awards !!
OdpowiedzUsuńWięcej tutaj ; http://love-1d-4-ever.blogspot.com/2013/08/liebster-awards.html
Dziękuję za nominację :*
Usuń